Po jedynych kilku (hehehe) godzinach dojechaliśmy do... prawie celu:) Na szczęście dzięki wrodzonej inteligencji i małemu fuksowi znaleźliśmy wybitnie miłego pana kierowcę (nie oszukujmy się, miał też z tego profity:P), który zawiózł nas na miejsce... Ale na jakie... Cudowne!!! Bacówka, pyszne jedzonko i niesamowite widoki... w górach się zakochałam, a widoki zmieniające się jak w kalejdoskopie działały piorunująco na wyobraźnie:)