No wiadomo, ponowna przesiadka, ponowny powód do stresu:P
Ale na szczęście przeanalizowałam całą sytuację (miałam na to troszkę czasu:P, pomiędzy patrzeniem przez okno czy to już, a pochłanianiem książki Redlińskiego) i postanowiłam, że najlepsze będzie... pójście za masą:P Jak pomyślałam, tak też zrobiłam i w sumie dobrze na tym wyszłam:) Oczywiście, cztery minuty na przesiadkę na zupełnie obcym dworcu, były mocno stresujące, ale niepotrzebnie wymyśliłam mój sprytny "masowy" plan, gdyż pociąg i tak czekał na coś (kogoś) jakieś ładne pół godziny. Wtedy też naszła mnie refleksja na temat panów od układania rozkładu jazdy pociągów... Ci to mają przerąbane:P