I już od rana wyruszyliśmy na podbój stolicy węgierskiego imperium...
No trzeba przyznać, że jak na moje oko zwiedziliśmy ok 1% całości tego pięknego miasta... jednakże na pomnik Bema, który znajdował się hohoho i jeszcze dalej doszliśmy, posłuchaliśmy, co pan referent miał do powiedzenia, po to tylko, żeby powrócić w miejsce odjazdu autokaru... No i nie byłoby nic ciekawego w tym, gdyby nie to, że naszego autokaru nie było... po długich i jakże ciekawych perypetiach (akumulatorowo-alkoholowych panów od Grzanki - wtajemniczeni wiedzą:)) zdołaliśmy jednak spotkać się z naszymi panami kierowcami, akumulator kupiony od Żyda już był i mogliśmy wyruszyć w dalszą drogę... chyba jednakże miasto to, a w szczególności budynek parlamentu, tak przypadło do gustu panom z Polski, że wyjeżdżając z miasta obok przejeżdżaliśmy jeszcze ok. pięć razy:P
Ale trzeba oddać honor osobom, które uznają to miasto za jedną z najpiękniejszych stolic europejskich, bo jest co zwiedzać i na co wybałuszać oczka:)