No i jak się wyczekaliśmy pod Wilnem, to myślałam, ze już pójdzie z górki... No i se myśleć mogłam. Pan wyrzucił nas pod Kownem w najmniej korzystnym miejscu, spowodowało to, że musieliśmy przeprawiać się długie metry (kilometry) poboczem... Do tego chłodno było, padało i zlewały nas samochody... No i brak nam było planu awaryjnego:/ Na szczęście niezwykle sympatyczny starszy pan, który jak się okazało miał polskie korzenie i potrafił mówić w naszym ojczystym języku, ulitował się nad dwójką autostopowiczów i rozklekotanym "ogórem" podwiózł nas na wylotówkę do Mariampolu... Był to niezwykle miły gest, gdyż pan nadrabiał drogi specjalnie dla nas.:) Dzięki temu bardzo szybko udało nam się złapać kolejny środek transportu, którym dojechaliśmy do Mariampolu...